Historia Lubiąża - MIEJSCOWE LEGENDY

Stowarzyszenie Lubiąż

Lubiąskie lipy

W XI w. w Polsce wybuchły rozruchy między poganami i wyznawcami słabo zakorzenionej wiary chrześcijańskiej. Niepokoje społeczne wykorzystał król czeski Brzetysław. Napadł na Śląsk i przyłączył znaczną jego część do swoich włości. Królowa Rycheza, zwana też Ryksą reńską, wnuczka Ottona Wielkiego, wdowa po zmarłym królu polskim Mieszku II, musiała wraz ze swoim małym synem Kazimierzem uciekać z kraju i szukać opieki u cesarza niemieckiego. Po latach Kazimierz Odnowiciel powrócił do kraju i pokonał Brzetysława. Książę zastał wiarę chrześcijańską i jej ślady niemal wymazane z życia społecznego. Nastąpił nawrót pogaństwa, ale w Lubiążu pomiędzy przeważającą liczbą ludności pogańskiej, mieszkało kilka rodzin chrześcijańskich. Ani poganie, ani chrześcijanie nie chcieli odstąpić od swojej wiary i opuścić rodzinną miejscowość. Książę nie chciał dopuścić do rozlewu krwi i usuwać pogan siłą. Postanowił więc, że jedni i drudzy zasadzą drzewa lipowe. Ogłosił, że ta wiara i ci wyznawcy pozostaną na lubiąskiej ziemi, których lipa bujniej wyrośnie. Na początku lipa pogan rosła wyższa i bujniejsza. Jednak po dwóch latach i dziewięciu dniach zwiędła. Lipa chrześcijan przez dwa lata rosła powoli, ale potem rozwinęła się w piękne i bujne drzewo. Wiara chrześcijańska zwyciężyła a lipa rosła jeszcze bardzo długo. Dopiero w roku 1770, kiedy była już stara i spróchniała, opat klasztoru cystersów Łukasz Springer kazał ją ściąć. To zdarzenie sprawiło, że mieszkańcy Lubiąża szczególnie upodobali sobie drzewa lipowe. Do dnia dzisiejszego w Lubiążu rośnie wiele okazałych lip. Na terenie klasztoru znajduje się lipa, która jest pomnikiem przyrody, a Lubiąż północny i południowy łączy piękna lipowa aleja.

Śpiący mnich

Cystersi, którzy założyli klasztor w Lubiążu, byli dobrymi rolnikami. Znali się na uprawie ziemi, ogrodnictwie i hodowli. Dzięki swej pracy jałowe pustkowia zamieniali w płodne i urodzajne ziemie. Pewnego dnia brat Eberhard szedł z motyką uprawiać klasztorne pola. W pocie czoła pracował wiele godzin, z wysiłku bolały go ręce. Chciał odpocząć chwilę i usiadł pod dębem, który rósł niedaleko. Nad jego głową, na gałęzi drzewa śpiewał słodko ptak. Mnich wsłuchał się w jego śpiew, myśląc, że to Bóg zesłał tego małego śpiewaka, żeby wzmocnić jego ducha. Oparł się o pień drzewa i zapadł w sen. Zanim usnął, pomyślał jeszcze, że chciałby zobaczyć kiedyś owoce swojej pracy. Obudził się rześki i wypoczęty. Ptak śpiewał nadal. Na zachodzie słońce przyćmiło się i robiło się ciemno. Mnich postanowił wracać do klasztoru. Gdy zbliżył się do zabudowań klasztornych, jego oczom ukazała się nieznana budowla. Widział bogatą fasadę budynku klasztornego. Zastanawiał się, czy to jest jego klasztor. Wchodząc przez bramę nie poznał furtiana. Obco wyglądali również bracia zakonni, którzy zdumieni patrzyli na jego białą brodę. Mnich poczuł ból w sercu i strach. Zastanawiał się, co się stało i czy jeszcze śni. W myśli wzywał na pomoc Boga. Obcy wydał mu się również opat, któremu opowiedział, gdzie był oraz co robił i dziwił się, że tak cudownie odmienił się klasztor. Wtedy opat przypomniał sobie, że stara kronika klasztorna zawiera wiadomość o mnichu Eberhardzie, który wcześnie rano wyszedł na pole i już nigdy nie wrócił. Stwierdził, że od tego czasu minęło już sto lat i właśnie tak długo spał brat Eberhard. Wtem odezwał się klasztorny dzwon i wszyscy mnisi udali się śpiewać wieczorne pieśni. Po skończonych modłach, na powtórne uderzenie dzwonu mnisi podnieśli się oprócz brata Eberharda. Mnich klęczał niemy, bo wraz z ostatnim uderzeniem dzwonu oddał ducha. Na twarzy zakonnika malował się spokój i radość, że jego wysiłek został nagrodzony przez Boga. Mógł po stu latach oglądać owoce swojej ciężkiej pracy.

Medieval monk holds a bunch of keys in hands
lamp in mine

Źródło św. Jadwigi

Święta Jadwiga była pokorną chrześcijanką, ale gdy coś postanowiła, potrafiła postawić na swoim. Aby nie odróżniać się od reszty swego ludu oraz w imię pokory i skromności, Jadwiga chodziła boso. Martwiło to bardzo jej męża księcia Henryka I Brodatego. Uważał, że księżnej nie przystoi chodzenie boso, ze względu na pozycję społeczną. Wymógł więc na opacie klasztoru cystersów w Lubiążu, który był spowiednikiem Jadwigi, by ten nakazał jej noszenie butów. Kiedy księżna boso przybyła do klasztoru w Lubiążu, sprytny duchowny podarował jej parę butów i poprosił, aby zawsze je nosiła. Księżna chciała być posłuszna swemu spowiednikowi i jednocześnie wierna swemu postanowieniu, więc podarowane buty nosiła… przywieszone na sznurku na ramieniu.Pewnego razu, wracając boso z Lubiąża do Trzebnicy, odwróciła się, aby spojrzeć na klasztor. W miejscu gdzie przystanęła, spod jej bosych stóp wytrysnęło źródełko. Mieszkańcy Lubiąża zbudowali tam studnię i czerpali z niej wodę.Po pewnym czasie okazało się, że woda ze studni ma właściwości lecznicze.Studnia św. Jadwigi znajduje się do dziś w Lubiążu przy wejściu do Lasku św. Jadwigi.

Wieczna lampka w Lubiążu

Książę Bolesław III, pan Brzegu i Legnicy, znany był z tego, że lubił dobrze zjeść i wypić. Pewnego razu złamał post, zjadając w piątek aż dziewięć kur. Po niedługim czasie ciężko się rozchorował i uznał, że jest to kara za złamanie postu. W obawie przed śmiercią wezwał do swojego łoża opata z Lubiąża, prosząc o rozgrzeszenie. Sprytny opat, w ramach pokuty i zadośćuczynienia za grzechy, zażądał dwóch wsi: Olszyny i Włosienia. Były to bogate wsie, o które książę od dawna toczył spory z klasztorem w Lubiążu. Jednak wystraszony opowieściami opata o mękach piekielnych, jakie go czekają za złamanie postu, pewny, że niedługo umrze, przystał na żądanie mnicha. Postawił jednak warunek, że będzie pochowany w klasztorze w Lubiążu, a na jego grobie zawsze będzie płonąć olejna lampka. Gdyby jednak zdarzyło się, że którykolwiek z jego potomków przybyłby do Lubiąża i zauważył, że lampka nie płonie, wtedy mnisi mają zwrócić podarowane wsie. Wkrótce książę Bolesław wyzdrowiał i żałował, że ze strachu dał się przechytrzyć opatowi, ale nie złamał raz danego słowa. Po jego śmierci następcy księcia czasami niespodziewanie zjawiali się w klasztorze, aby sprawdzić, czy lampka się pali. Jednak mnisi dobrze pilnowali, żeby ogień w lampce nigdy nie zagasł i wsie pozostały w posiadaniu klasztoru.
 

Oprac. Dorota Nejman